niedziela, 2 marca 2014

Kijkowicze na Balu Chórzysty (relacja Iwonki)


Nie umiem się oprzeć pokusie by nie zrelacjonować w kilku zdaniach przeżyć z Balu Chórzysty na Górze Świętej Anny tym bardziej, że my kijkarze stanowiliśmy tam pokaźną grupę (naliczyłam 20 osób). Zabawa karnawałowa chórów z Góry Św. Anny, Stolarzowic i Starych Gliwic odbywała się już po raz jedenasty. Od kilku lat byłam zapraszana, jednak wewnętrzne przeświadczenie o hermetyczności tej zabawy (okazało się mylne!), której istotę stanowić miała brać śpiewacza, nie mobilizowało mnie do uczestnictwa. Tym razem jednak zostałam dodatkowo zdeterminowana przez koleżankę chórzystkę–kijkowiczkę prośbą o uatrakcyjnienie zabawy występem tanecznym.

Pierwsze rytmy, ułożenie stolików i atmosfera panująca na sali przywołały moje wspomnienia z młodzieńczych zabaw wakacyjnych. Czułam się swojsko i przyjaźnie, pewnie dzięki temu, że wokół same przyjazne, uśmiechnięte twarze, gościnnie krzątający się bracia Franciszkanie i koleżanki chórzystki, a na wysokiej scenie zespół Heaven bawiący gości.

Po smacznej kolacji zabawę urozmaiciły chórzystki i kijkowiczki, które zatańczyły „Greka Zorbę”. Wielu było chętnych, którzy chcieli się nauczyć pląsać w rytm greckiego tańca ludowego. Potem 6 odważnych kobiet otulonych w czerwone boa z piórami we włosach i w kabaretowych spódnicach–ogonach zeszło schodami z antresoli, by po degustacji tequili zatańczyć MAMBO TEQUILĘ. Wcielone w meksykańskie tancerki pląsały krokami samby, mambo i jiva. Na koniec równie odważni panowie i chętne panie mogły podegustować tequilę i zatańczyć wraz z dziewczynami. Muszę tu na marginesie dodać, bo przygotowywałyśmy się razem do występu, że tańczące to dziewczyny otwarte na twórcze działania, zaangażowane, z wielkim wyczuciem rytmu i świadomością swojego ciała w tańcu. Chłonęły moje uwagi i naukę z olbrzymią dokładnością i oddaniem. Świat będzie piękny, gdy chcemy tańczyć, śpiewać i bezinteresownie pomagać innym, ubogacać im życie. Po występie, przed szatnią zaczepił mnie brat Krzysztof i zapytał: „A czy teraz będą tańce hawajskie? – bo tak wam dobrze idzie.” To była największa pochwała.

Potem była licytacja piętrowego tortu chórzystki i napitku franciszkańskiego – klasztornej cytrynówki.

Po północy zostaliśmy zaproszeni do czekoladowego walca. Panowie mniej lub bardziej dyskretnie szukali swoich partnerek z identycznymi numerkami na pingwinkowych kotylionach. Podczas tej zabawy jeden z chórzystów–kijkarzy otrzymał nagrodę – zaproszenie dla 2 osób na uroczystą kolację na Górze Świętej Anny w restauracji Alba.

Kolejną atrakcją przygotowaną przez organizatorów były losy. Śmiechu i radości było przy tym wiele, zwłaszcza, gdy kolejna osoba losowała płyn do kąpieli lub do mycia naczyń. Wielu z nas miało także zaskakujące losy - ja na przykład otrzymałam szufelkę ze zmiotką pięknie zapakowaną, a na pocieszenie do tego krem do rąk i na osłodę przy pracy czekoladę.

Zabawa w duchu iście braterskim, franciszkańskim, bez konsumpcyjnego przepychu trwała do 5 rano, a potem można było jeszcze pośpiewać (jak przystało na zabawę chórową) wraz z bratem Krzysztofem.

Pięknie już czekam na kolejny karnawał, by z kijkarzami (mam nadzieję, że będzie nas więcej) i chórzystami pląsać do rana.

Autor: Kijkowiczka Iwona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz